Drogi Panie Aleksandrze.
Z dużym opóźnieniem, ale baaardzo dziękuję za pomoc, jaką otrzymałam od Pana w czasie wakacji. Doceniam i cieszę się, że moja dusza znalazła Pana, aby uzdrowić nas obie, a właściwie jedno.
W samym środku pięknego lata i wakacji po raz pierwszy w życiu czułam się bardzo źle z powodu silnego lęku, który opanował mnie (dosłownie) bez wyraźnego powodu. Żeby zobrazować jego siłę wystarczy wyobrazić sobie ogromną metalową kulę wpychaną do wnętrza ciała w okolicach mostka i czakry serca. Momentami byłam na granicy wytrzymałości i zastanawiałam się, czy moje serce wytrzyma fizycznie ten rodzaj napięcia, czy nie zakończy się to jakimś zawałem. Ten stan trwał nieprzerwanie ponad trzy tygodnie i był jednym z najtrudniejszych momentów w moim życiu. Dziękuję jeszcze raz za zrównoważenie, wszelkie uwagi i piękną, prostą afirmację, która jakby wdrukowała się we mnie i włącza się automatycznie w różnych momentach: Kocham siebie, szanuję siebie i wspieram siebie. Ostatnio „dostałam” jeszcze jedną od kogoś innego: Jestem światłem i miłością. Trudne sytuacje nie zniknęły, zdarza się, że przychodzi do mnie lęk i niepokój, jednak ja cały czas, codziennie pracuję nad sobą i uczę się całkowicie ufać duchowi, którym jestem. Jestem bardzo wdzięczna za wszystko, co pojawiło się w moim życiu w tym mijającym roku. To jak wychodzenie z kokonu i narodziny motylka. Życie, którym jesteśmy jest takim cudem. Pozdrawiam ciepło i serdecznie Pana, wszystkich czytelników i wszystkie duszyczki, którym Pan pomaga
Karina